Któregoś wieczoru
wracałam z koncertu w "Znajomych Znajomych" i czekając na ZTM
postanowiłam odpalić szatańską aplikację. Jedna z wiadomości przykuła
szczególnie moją uwagę, napisana w inteligentny i zabawny sposób
prowokowała do ciętej riposty. I tak zaczęła się długa, pasjonująca i
pełna abstrakcyjnego humoru konwersacja.
Zaproponował
byśmy przeszli się razem na koncert, nie znałam wykonawcy, myślałam, że to jakaś hipstersko- alternatywna awangarda. Dopiero po
koncercie odkryłam, że jest w TOP 10 brytyjskiego billboardu (tak,tak, tak dawno byłam na Spotify, że już nie pamiętam hasła).
Moja randka była maklerem,
pracowała czasem po 18 h na dobę, niezależnie od temperatury chodziła w
garniturze, władała 7 językami, w tym 4 na poziomie native.
Nieoszlifowany
diament czy ruchacz ? - pytałam siebie w myślach. Przekrój fot mówił
sam za siebie, on w garniturze w pracy, on grający w golfa, on płynący
łodzią. Taki korpo amant. Ostatecznie przekonał mnie uśmiech i udana
konwersacja. Nigdy nie ukrywałam, że poczucie humoru i dystans są dla mnie niezmiernie ważne.
Umówiliśmy się tradycyjnie w
centrum. Wilk był niczym polisz amerikan drim, uśmiechnięty, witał się
ze mną, jakbym była niewidzianą latami znajomą.To było akurat fajne, bo
od samego początku poczułam się swobodnie, nie było momentu niezręczności czy sztywnego przywitania z szybką wymianą imion.
Na miejsce naszego tete-a-tete Wilk wybrał knajpę, z kuchnią
bliską jego sercu, a obcą mojemu podniebieniu.
Zanim zdążyłam zdjąć okrycie, on już trzymał je w dłoni, odsunął mi krzesło i z łobuzerskim uśmiechem rzekł: Madame...s'il vous plait.
Usiadłam
i zaczęłam wertować menu, nazwy nic mi nie mówiły, dopiero po głębokiej
analizie opisów i składników wybrałam lokalną wariację na temat zupy
dyniowej. Kiedy przy składaniu zamówienia powiedziałam na co się
zdecydowałam, on popatrzył na mnie z niedowierzaniem, przekrzywiając głowę, manifestacyjnie unosząc brwi do góry, po czym stwierdził, że nie znam się na tej kuchni, więc
powinnam spróbować wszystkiego. I tak oto przez najbliższe dwie godziny
szef kuchni przychodził do naszego stolika nakładając nam różnych
specjałów i konwersując w swoim ojczystym języku z moim towarzyszem.
Początkowo dużo na mnie patrzył, uśmiechał się i coś mówił. Dopiero przy
6 daniu, gdzie myślałam, że zaraz wybuchnę zagadał do mnie po
angielsku, przepraszając za swoje zachowanie, tkwił że w przekonaniu, że ja również, jak Wilk spędziłam kawałek życia w jego ojczyźnie. Uśmiechnęłam się i wyjaśniłam, że pomimo
znajomości 4 języków na różnych stopniach zaawansowania z jego do tej
pory nie miałam styczności.
Drinki też wybierał
mi Wilk. Na moje stwierdzenie, że jestem dużą dziewczynką i wiem co mi
smakuje on reagował ignorancją, wydając suche komendy kelnerce. Czy
większość mężczyzn naczytała się Greya i jest utwierdzona w przekonaniu,
że kobieta pragnie control freak'a ????
Początkowo
siedział naprzeciw mnie, ale w pewnym momencie wziął krzesło i
przystawił do mojego, tak że nasze kolana prawie się stykały.
- Chce być bliżej Ciebie i móc rozkoszować się Twoją bliskością
- szkoda tylko że nie chciał się nią rozkoszować, gdy siedziałam przy
stoliku czując się jak kosmita, pijąc drinka za drinkiem, zastanawiając
się o czym tak konwersuje z szefem, podstawiając w ich usta najbardziej abstrakcyjne dialogi.
Zaczął się
taniec godowy, łypał na mnie niczym na bezbronną sarenkę. Alkohol powoli
zaczynał szumieć mi w głowie, a nie doczłapaliśmy się nawet na koncert.
Patrząc
na kwotę widniejącą na rachunku prawie dostałam zawału, gorączkowo
przeliczając stan środków na koncie. Wilk jednak dobitnie dał mi odczuć,
że poczuł się urażony pomysłem, że mogłabym w ogóle chcieć za siebie
zapłacić.
Tego wieczoru miałam nastrój na
założenie sukienki, niestety musiałam porzucić trampki na rzecz obcasów.
Po kilku godzinach czułam, że odpadają mi raciczki, jednak starałam się
stąpać z uśmiechem nie zdradzającym uczucia palących żywym ogniem stóp.
Koncert
jak to koncert, opóźniał się, postanowiliśmy więc usiąść przy barze.
Zaczęło się mieszanie wszelkiej maści drinków, które z kolei przyniosły
stan wesołego wstawienia. Czułam, że przy niektórych słowach lekko
plącze mi się język.
Wilk dobre 40 minut taplał
się w swojej zajebistości, pokazywał sztuczki barmance oraz innym
zgromadzonym przy barze osobom. Patrząc na niego dałabym sobie uciąć
rękę, że w czasach szkolnych oraz studenckich pełnił funkcję grupowego
błazna. Poczułam się zażenowana.
Po jednym z
przedostatnich drinków Wilk przestał się kontrolować. Opowiedział o
swoich problemach z kokainą: "wyobrażasz sobie, że w moim nosie był średniej klasy nowy samochód z salonu?" oraz wyznał, że jest seksoholikiem. Gdybym
była w ukrytej kamerze, dostarczyłabym widzom jedną z bardziej
zaszokowanych i dramatycznych min jaką widzieli. Tego jeszcze nie grali.
-
Bo wiesz Słońce, to nie jest tak, że ja po prostu lubię czy kocham seks
i mógłbym cały czas. Ja muszę. Tak jak będę musiał dzisiaj w nocy. Ja
nie wrócę do domu, dopóki kogoś nie przyprowadzę. Nawet gdyby mieli
zamknąć wszystkie kluby, nawet gdybym miał wydać ostatnie pieniądze,
gdybym miał błagać i skomleć. Nie mogę wrócić sam do domu. Nie zasnę,
dopóki obok mojego nie spocznie ciało w którym przed chwilą byłem.
Patrzyłam na niego. Nie wiedziałam co powiedzieć, a uwierzcie, że zdarza mi się to niezmiernie rzadko.
-
Ty wyglądasz na dobrą w te klocki. Założę się, że rewelacyjnie się
bzykasz. Widzę to po Twoich oczach. Jest w nich dzikość. W sumie..... Ty
jesteś wolna, ja jestem wolny, sytuacja win- win. A może się w sobie
zakochamy, może przy Tobie wyleczę się z nałogu ? - Seriously????
Definitywnie czytał Greya!
Po tych słowach ujął
moją prawą nogę i założył ją na swoje. Ulgą było ją rozprostować,
szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Posłałam mu najbardziej
promienny i słodki uśmiech na jaki było mnie stać.
-
Jeżeli nie lubisz sado maso to radziłabym Ci zostawić moją nogę w
spokoju, chyba że pragniesz mojego obcasa w swoim kroczu. - puścił od
razu, nerwowo chrząkając poprawił oprawki drogich okularów.
W mojej głowie szybka matematyka. Co
zrobić? Stopy paliły mnie tak, że nie byłam w stanie chodzić. Alkohol
też nie ułatwiał chodzenia. Za chwilę miał zacząć się koncert.
Wobec
powyższych okoliczności stwierdziłam, że czas zastosować wariant
(nazwany na cześć piosenki Ich Troje) - "Razem, a jednak osobno". Kiedy randka utkwi w martwym punkcie, ale nie masz zamiaru zmieniać lokalu czy wracać do domu, zaczynasz zachowywać się jakbyś była ze znajomymi, tak więc ja wylądowałam w ogródku na papierosie, on szukał ofiar na parkiecie. Nie minęło 10 minut, a do mnie przysiadło się 3 wysokich, opalonych obcokrajowców. Po pozytywnej weryfikacji czy nie są Kebabiksami pogrążyliśmy się w rozmowie. Nagle zjawia się Wilk poliglota. I co robi? Odbija mi target! Zaczyna rozmawiać z nimi po hiszpańsku. Z moimi dupeczkami pocieszenia! Mam ochotę tupnąć nóżką. Wilk pokazuje im sztuczki. Wilk bawi ich hiszpańskimi piosenkami. Wilk bierze od nich numery telefonów. Hmmm....czyżby Wilk był bi?
Stwierdziłam, że czas odbić od kółeczka wzajemnej adoracji Gringos. Wracając z toalety wpadam na mężczyznę precjozo. Wysoka, blond wersja Johny'ego Depp'a, w okrągłych oprawkach okularów, w dłuższych, kręconych włosach. Staje, uśmiecha się i przeszywa mnie spojrzeniem. Wiecie........tym spojrzeniem po którym krew zaczyna Ci pulsować w całym ciele. Zaczynamy rozmawiać. Nie czuję już palących stóp. Nie słyszę muzyki. Nie myślę o niczym. Nie myślę o Wilku. To był błąd. Wilk myślał o mnie.
- Ej Stary, słuchaj, jakby Ci to powiedzieć, jesteśmy tutaj razem. - ze stanu śliniącej się Ameby wyrywa mnie szorstki głos Wilka.
- W takim razie gratulacje, bo jesteś z najpiękniejszą dziewczyną w tym klubie. Bawcie się dobrze. - rzuca mi łagodny, lekko smutny uśmiech i odchodzi.
I nie wiem co robić, następuje dramat głównej bohaterki, już słyszę chór, czy biec za nim krzyczeć "mój Ci on"? Czy zadusić Wilka? Czego bym nie zrobiła, słabo wyjdzie. Przychodzę do klubu z jednym kolesiem, gonię za drugim.
- Wielkie dzięki - rzuciłam z krzywym uśmieszkiem.
- Najpiękniejszą dziewczyna w klubie....aaaaa...widzę, że się na to złapałaś, jak młody pelikan. A miałem Cię za inteligentną i oczytaną laskę. - Wilk posłał mi pogardliwe spojrzenie.
Wreszcie zaczął się koncert, ja wiłam się ledwo stojąc w wysokich butach, Wilk raz próbował robić za mój filar, a to niby "szedł pod scenę", ale ja wiem, że polował na pogrążone w tańcu łanie. Nigdzie nie widziałam twarzy Johnego Mielonego :( Przepadło. W pewnym momencie poczułam zmęczenie, Wilk zaczynał się łasić.
- To jak zamawiamy taksówkę, wysadzę Cię gdzieś po drodze? - zapytałam półprzytomna.
- Chodź do mnie - Wilk objął mnie ramieniem - Po co będziesz jechała do siebie? Mam duuuuże, mega wygodne łóżko, do tego mieszkam w zagłębiu rewelacyjnych knajp, więc jutro rano zabiorę Cię gdzieś na śniadanie, co powiesz na Aioli?
- Dzisiejszej nocy będę spała sama. - spokojnie stwierdziłam kładąc obolałą głowę na jego ramieniu.
- Ale wiesz, że ja nie będę spał, dopóki kogoś nie przyprowadzę ze sobą. Jesteś pewna, że nie chcesz skorzystać z mojego zaproszenia? - przyciągnął do siebie bliżej i zaczął gładzić moje włosy - Może chociaż dostanę buzi na dobranoc? - roześmiał się cicho.
- Dziękuję, ale nie. - bawiłam się jego włosami - Trzymaj się. Owocnych łowów życzę.
Wyjęłam telefon by zadzwonić po taksówkę, wskazówki dawno przekroczyły 6 rano, mogłam więc wrócić normalnym, dziennym autobusem. Obejrzałam się za siebie. Wilk krążył między pozostałymi na parkiecie niedobitkami. Było w tym coś smutnego.
Po tym spotkaniu widziałam Wilka jeszcze nie raz. Wpadaliśmy na siebie w pijalniach i klubach. Kilka razy tańczyliśmy razem, piliśmy drinki, poznawał moje koleżanki, z jedną nawet wymienił się płynami. Gdy się widzimy zawsze już z daleka kiwamy sobie głowami. Oboje jesteśmy myśliwymi, tylko, że każde z nas poluje na inną zwierzynę. On szuka szybkich, intensywnych doznań. Ja szukam kogoś na poważnie. Każde z nas szanuje swoją autonomię. Spotkamy się pewnie jeszcze nie raz. On, z partnerkami przelewającymi się przez ręce, ja z amantami, po wieczorze z którymi nic mi nie zostanie. Oboje tak samo bezradni.
Buziaki,
Wasza Waćpanna
Buziaki,
Wasza Waćpanna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz