Lipiec powoli zmierza ku końcowi. Wakacje w pełni, tak inne
od tych sprzed roku, na których wspomnienie na mojej twarzy pojawia się szeroki
uśmiech.
Tonę w pracy, w sesjach terapeutycznych i coachingowych, a
także w książkach i serialach do nadrobienia. Moje życie jest spokojne,
zaplanowane i przewidywalne. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie ma dram, nie
ma innych facetów. Usunęłam wszystkie możliwe aplikacje i zaprzestałam
randkowania na jakiś czas. Nadszedł ten moment kiedy czuję, że mam przesyt, że
obecność na Tinderze, Happn i innych sprawia, że stoje w miejscu. Zresztą
nastąpiła już pewna dewaluacja apek randkowych. Tinder w tym momencie to nie to
samo co jeszcze rok temu, apka spowszedniała, zrobiła się dostępna również dla
Januszy i Sebiksów.
Oprócz tego irytował mnie fakt, że wszyscy Tinderowicze, jak
jeden mąż proponowali ekonomiczną randkę nad Wisłą. Ta grupa dostała roboczą
nazwę „Wiślarze”. Ta frakcja to wakacyjna, statyczna
odmiana Spacerowicza. Kiedy usłyszysz
niedbale rzucone „to chodźmy może nad Wisłę”, nawet nie licz na piwo w jednym z kłębiących się przy schodkach
czy na plaży pubów. To zaproszenie obejmuje melanż na piasku z własnoręcznie
przyniesionym alko. Na słońcu. Znam doskonale ten typ i wiem jak się kończą
takie spotkania. Możesz być pewna, że kolejnym spotkaniem będzie spacer, a jak
nawet jakimś wylądujecie na kawie czy w knajpie to za siebie zapłacisz sama.
Bardzo prawdopodobne, że jeszcze w trakcie spotkania, kiedy skończy wam się
piwo Wiślarz oznajmi, że nie ma więcej
pieniędzy, zapomniał portfela,
albo słabo się przygotował czy życie takie krótkie, a pić się chce,
ewentualnie wymownie podkreśli „teraz Twoja
kolej”. Jeżeli palisz papierosy to przygotuj się, że będzie wyciągał ręce
po cudzesy tak ochoczo jak uchodźca po
socjal, no bo przecież on pali tylko do alkoholu nie na co dzień.
Lubię uskuteczniać plenerowe akcje, ale z moimi znajomymi,
wieczorem, gdy najpierw pijemy winko, a potem wesoło wstawieni densimy na
densflorze. W nadwiślańskich klubach cudowna jest ich mnogość, to taka Mazowiecka bez tracenia czasu na kolejki przez selekcję. Niestety typ Wiślarza nie tańczy, „wiesz nie chodzę do klubów, to nie dla mnie/nie mój styl”. Kiedy alkohol wprawi
Cię w dobry nastrój i będziesz chciała wyciągnąć go na parkiet usłyszysz „to może idź sobie sama zatańcz, ja
popilnuje nam miejscówki i naszego alko”.
Wiślarz nie ma
również zainteresowań i pasji, jest bezbarwny, nijaki. Nie usłyszysz w jego tonie entuzjazmu, nawet jeżeli wypowiada się o czymś co podobno bardzo lubi. W trakcie spotkania
możesz odnieść wrażenie, że zachowuje się jakby został zesłany na spotkanie z
Tobą, wiesz, łagry albo randka z kobietą.
Wyżej wymieniony osobnik z dumą będzie obnosił się swoją ekonomiczną
zaradnością. Przyzna, że nie kupuje ubrań, kupuje mu je mama albo dostaje je w
prezencie, bez krępacji oświadczy, że czasami gdy spodoba mu się część
garderoby członka rodziny czy znajomego to się go najzwyczajniej w świecie pyta
czy może ją sobie wziąć.
Przygotuj się również na wykład o tym, że „koszty utrzymania w Warszawie są
skandalicznie wysokie, a egzystowanie w Łukowie to bajka. Na szczęście są takie
miejsca jak to gdzie można przyjść za darmo, a tak poza tym to do czego to
podobne by miejsca takie jak Starbucks miały rację bytu, nie dość, że kawa
kosztuje kilkanaście złotych to samemu trzeba ją sobie odebrać, nikt nie
podejdzie do stolika i nie przyjmie zamówienia. To tak jak z tymi wszystkimi
hipsterskimi knajpami, płacisz za wystrój, bo nie oszukujmy się takie jedzenie
to i ja bym sam zrobił. W dodatku te porcyjki takie skromne, no daj spokój, 26
złoty za puree z buraka?????Pewnie to te eko, vege i inne zboczeństwa ”.
Przy zejściu na tematy relacji odkryjesz, że naszemu Wiślarzowi nie układa się z płcią piękną.
Maksymalnie był w jednym związku, ale ogólnie ma kłopoty z kobietami ponieważ
są roszczeniowe i mają bardzo wysokie wymagania. A do tego kłamią. Zwodzą. Nie
wiadomo o co im chodzi. Nudzą się i chciałaby nie wiadomo czego (żeby facet okazał im chociaż odrobinę zainteresowania i włożył ciut wysiłku w organizację spotkania).
Omiotłam wzrokiem propozycje spotkań w tym jedynym,
niepowtarzalnym miejscu. O nie, nie, nie, nie tym razem Panowie, tak się nie bawimy.
Bardzo chętnie się z
Tobą umówię, ale preferowałabym kawkę, nie przepadam za alko ;-)
Entuzjazm moich rozmówców słabnie. Kawa kosztuje.
To jeszcze zgadamy się
co do terminu, mam kilka rzeczy w tym tygodniu
– odpisuje jeden z nich. Doświadczenie nauczyło mnie, że często ten zwrot w
słowniku mężczyzn oznacza rozmyśliłem
się/straciłem ochotę na spotkanie.
Trafiony, zatopiony – myślę sobie i kciukiem delikatnie
naciskam przycisk usuń aplikację
widniejący na ekranie mojego smartfona.