Ilość randeczek: 94/100
Parcie na związek: (już) zerowe
Efekt jojo: welcome home!
Dni na diecie: 9
Myśli o czekoladzie i cukrze i seksie: nieustanne
Wieczór w domu, końcówka okresu. Postanawiam spędzić ten
czas leniwie w czterech ścianach. Odpalam świeczkę, zakładam dres i opatulam
się pościelą przeistaczając się w ludzkie burrito z kołdry (tak, burrito nigdy
nie pyta, burrito rozumie). Na mojej twarzy zasycha maseczka, obok leży centrum
dowodzenia: tablet, laptop, komórka oraz notes, w które co chwilę wchodzi
niezdarnie mój 7 miesięczny kot. Im energiczniej go próbuję przegonić, tym
wytrwalej usiłuje usadowić swoje kocie cztery litery na moim komputerze. Nigdy
wcześniej nie widziałam kota, który traktowałby laptopa jak szezlong.
Czuję, że
w końcu, po 11 godzinach od pobudki opanowałam kaca. Sobotni ochlej w towarzystwie
bliskich powoli staje się moją nową świecką tradycją.
Słyszę dźwięk messengera,
to Pan nr 93, pyta o moje samopoczucie, chwilę piszemy. Dostaję wiadomość, że
zadzwoni później, bo chciałby usłyszeć mój głos. Robi mi się miło. Chociaż oboje
wiemy, że nic z tego nie będzie, to utworzyliśmy sobie namiastkę związku, po
którą każde z nas sięga, gdy czuje się bardziej samotnym.
Od kilku dni jestem na diecie ponieważ ostatnimi
czasy pochłaniałam czekoladę, dania kuchni włoskiej oraz alkohol w ilościach
hurtowych. Stwierdziłam, że nie mam flow na randkowanie, więc weekendy oprócz
spotkań ze znajomymi czy nr 93 spędzałam w domu, z książkami, serialami i suto
zastawionym jedzeniem stoliczkiem z IKEI. Powiecie: "prawdziwe kobiety mają krągłości", "jeśli nie zaakceptujesz siebie taką jaką jesteś, to nikt Cię nie zaakceptuje", "kochanego ciałka za wiele", "facet powinien Cię lubić taką jaką jesteś". Ja wam powiem bullshit!
Pierwszy raz od kilku lat czekam na święta Bożego Narodzenia
i rozkoszuję się całą xmasową, komercyjną otoczką, nie zliczę już ile razy na
youtubie odpalałam „Last Christmas” w wersji Wham! oraz mój tegoroczny hit „Last
Karakan” Zbigniewa Stonogi. Zamówiłam już część prezentów, w przyszłym tygodniu
pewnie zajmę się pakowaniem, nie mam zamiaru zwlekać do ostatniej chwili i
przepychać się później w centrum handlowym polując na resztki które zostały na
półkach.
Tegoroczne święta będą też pierwszymi, kiedy z nikim się nie
spotykam. Nie będzie wyczekiwania na prezent od NIEGO, nie usłyszę także
po wigilii męskiego głosu w słuchawce, który oznajmi, że mnie mu brakuje. Będą
na szczęście najbliżsi zgromadzeni przy stole, a kilka dni wcześniej zapewne
będę uczestniczyła w wyjątkowo nietrzeźwej wigilii w gronie moich równolatków.
Zamyślona otwieram notes. To nie jest zwykły notes, znajduje
się w nim cała lista osób z którymi się spotykałam. Zapisuję tam imię,
nazwisko, wiek, czym się zajmuje oraz miejsce/miejsca w których byliśmy. Dzięki
temu nie tracę rachuby, będzie to też spore ułatwienie przy pisaniu notek, bo
postanowiłam trochę was wtajemniczyć w to, jak to wszystko wyglądało.
Bloga
zaczęłam pisać w momencie jak miałam za sobą już 53 randki, więc nie
towarzyszyliście mi od samego początku.
Dzisiaj poznacie kulisy mojej pierwszej randki. Zaczęłam z
grubej rury, od początku nie były to nudne spotkania przy kawusi :D Czas poznać więc pierwszego ze stu, Pana Detektywa.
RANDKA NR 1
Tego dnia, nie pamiętam
czy znużona czy szukająca wrażeń założyłam sobie Badoo – nie pamiętam ile
konwersacji wtedy odbyłam, ale było ich co najmniej kilka. Jedna gorsza od
drugiej. Jeżeli chodzi o apki randkowe, Badoo jest taką Polską klasy B lub
nawet C, jednak o tym chyba powstanie osobny wpis.
Po mozolnej, nic nie
wnoszącej do mojego życia, pisaninie zjawił się On. Bez zdjęcia profilowego,
bez opisu. Za to z orężem przeczytanych książek, zainteresowań, celnych ripost
i ironii. Byłam ugotowana. Inteligentni faceci imponowali mi od zawsze, a
także bardzo pociągali. Tutaj sytuacja była o tyle kuriozalna, że już zaczynał
mnie kręcić ktoś, kogo wygląd był owiany dla mnie tajemnicą. Palona
ciekawością poprosiłam by przesłał swoje zdjęcie gdyż jest to nie fair, że on
zna swojego rozmówcę, a ja nie. Usłyszałam od niego, że chętnie mi prześle
zdjęcie, ale najpierw mam mu powiedzieć jak sobie go wyobrażam.
Puszczając wodze fantazji
opisałam swój typ nie licząc nawet że rozmówca po drugiej stronie chociaż w
1/10 otrze się o opisane przeze mnie przymioty. Gdy odpisał, że opis w
przeważającej większości się zgadza więc zasłużyłam na nagrodę, przecierałam
oczy ze zdumienia. Z góry przeprosił za to, że nie ma żadnego w dobrej
jakości i prześle mi jedno z tych zrobionych na biegu komórką. Chwila ładowania
zdjęcia wydawała mi się trwać wiecznie. Kiedy w końcu plik się załadował, nie
wierzyłam w to co widzę. Nie dość, że wyglądał normalnie, to w dodatku naprawdę
był przystojny! Wysoki, opalony, dobrze zbudowany, ciemne gęste włosy, duże
oczy z zawadiackim spojrzeniem, ubrany w dobrze dobrany garnitur cykał selfie w
lustrze.
‚Noł łej, tacy kolesie nie
siedzą w internetach’ taka była moja pierwsza myśl. Za chwilę stwierdziłam, że
gdzieś muszą istnieć wyjątki potwierdzające regułę i on jest właśnie jednym z
nich.
Najpierw pisaliśmy
wiadomości, potem doszły telefony i sms’y. Po kilku dniach zaproponował
spotkanie. Ważnym elementem była też wykonywana przez niego profesja. Ów
samiec był detektywem! Pierwszą moją reakcją był maniakalny śmiech i
niedowierzanie pomieszane z lekką kpiną. Po absolutnej powadze z jego strony
spowodowanej tym, iż wszyscy reagują tak samo gdy mówi o swoim zawodzie,
zaczęłam myśleć nad tematem.No przecież ktoś musi wykonywać ten zawód c’nie?
W NASA też nie pracują jamniki tylko ludzie. I gdy taki Dżon po 12
godzinach latania w tunelu aerodynamicznym idzie na randke ze Stejsi, w
momencie poruszenia tematu zatrudnienia też pewnie jest wyszydzany i z góry
traktowany jak mitoman – zaczęłam żałować mojego
biednego rozmówcy. Pewnie
stąd to Badoo, ciężko mu nawiązać relacje i być traktowanym poważnie – z charakterystycznym dla siebie
naiwnym sposobem myślenia przyjęłam snutą przeze mnie teorię jako absolutny
pewnik.
Zawód detektywa wiązał się
również z nienormowanymi godzinami pracy. W ciągu dnia, gdy był w terenie bądź
na akcji słał smski, kiedy był w domu dzwonił (co nigdy nie następowało przed
godz. 22.00). Rozmawiało nam się dobrze, potrafiliśmy przegadać kilka dobrych
godzin do 2.00 bądź 3.00 nad ranem.W końcu umówiliśmy się w centrum miasta. On
był przed czasem i już zdążył wysłać mi sms i zadzwonić za ile się
pojawię. Cały czas zastanawiałam się czy na miejscu będzie czekała ta sama
osoba co na zdjęciu.
Czekała! Uśmiechnięta i
elegancka.
Przeszliśmy powolnym
spacerem do wybranej przez niego knajpy. On zamówił białe wino, ja piwo.
Oczywiście kelnerka podała napoje na odwrót. Po piwie, może dwóch rozpoczęliśmy
naszą nocną pielgrzymkę rozświetlonymi ulicami Warszawy. Pierwszą stacją
była Małpka Express. Kupiliśmy setkę cytrynówki, papierosy i litr cydru.
Cytrynówkę wypiliśmy idąc do kebaba. Następnie z kebabem udaliśmy się do parku
by wypić cydr.
Rozmawialiśmy o wszystkim. Szczerze i bez zbędnego cukrowania.
Rozmawialiśmy o wszystkim. Szczerze i bez zbędnego cukrowania.
Był cwaniakiem. Bad
Boy’em. Należał do tego typu facetów którzy robili różne rzeczy, nawet takie z
których nie są dumni. Wszystko tylko po to by dotrzeć do celu. Dla niego były
to pieniądze i dobra zabawa. Był jeszcze większym hedonistą ode mnie. Od
dzieciństwa przerażała go perspektywa pracy za 1600 zł, dlatego już wtedy
obiecał sobie, że będzie żył inaczej i nigdy nie da się systemowi. Była
chyba 2:00 w nocy, kiedy stwierdził, że zabierze mnie w fajne miejsce. Chciał
jechać taksą, ale ja czułam powoli, że alkohol uderza mi do głowy i poprosiłam
żebyśmy się tam przeszli, bo chciałabym wytrzeźwieć.
Środek tygodnia, samo
centrum Warszawy … a miasto zrobiło się jakieś inne. Pierwszy raz widziałam
prostytutki, bezdomnych rozstawiających kartony, by położyć się spać (jeden
spał wraz z całym swoim dobytkiem w wielkim wózku) oraz zaczepny element.
– To tutaj – oznajmił
zatrzymując się pod Marriotem.
– Żartujesz? Nie pójdę z Tobą do hotelu! – byłam szczerze oburzona.
Na jego twarzy pojawił się jeden z tych lekko bezczelnych uśmiechów, jakim potrafi Cię obdarzyć tylko ten facet, który zdaje sobie sprawę ze swojej urody i sposobu w jaki na Ciebie działa.
– Żartujesz? Nie pójdę z Tobą do hotelu! – byłam szczerze oburzona.
Na jego twarzy pojawił się jeden z tych lekko bezczelnych uśmiechów, jakim potrafi Cię obdarzyć tylko ten facet, który zdaje sobie sprawę ze swojej urody i sposobu w jaki na Ciebie działa.
– Chciałabyś. Mówiłem Ci,
że lubię adrenalinę. Idziemy do kasyna, Mała Syrenko. Masz dowód? – jego ton
był władczy.
Mówił do mnie Mała
Syrenko, zabawne i zupełnie nie sexy, prawda? Wszystko przez mój głos. Gdy pisaliśmy
oznajmiłam, że jest tak dziecinny i słodziaszny, że mogłabym dubbingować bajki
Disneya. Zadzwonił po chwili. I tak zostałam porównana do Ariel.
W kasynie w Mariottcie
byłam pierwszy raz i z tej okazji dostałam welcome drink’a. Wiedziałam, że tej nocy
nie zagram. Mam zbyt słabą psychikę i nerwy do hazardu, poza tym nie widzę w
tym zabawy.
Kiedy weszliśmy na salę widziałam, że Detektyw jest w swoim żywiole. Jego twarz się zmieniła. Wyglądał jak lew który właśnie wkroczył zapolować na młode gazele. Usiedliśmy przy stole do Black Jacka. Patrzyłam jak obstawia, jak dzikimi oczami liczy karty, jak wygrywa i przegrywa. Wyglądał wręcz demonicznie, widziałam, że go to kręci. Był tak skupiony na kartach, że ja mogłabym w tym momencie nie istnieć.
Kiedy weszliśmy na salę widziałam, że Detektyw jest w swoim żywiole. Jego twarz się zmieniła. Wyglądał jak lew który właśnie wkroczył zapolować na młode gazele. Usiedliśmy przy stole do Black Jacka. Patrzyłam jak obstawia, jak dzikimi oczami liczy karty, jak wygrywa i przegrywa. Wyglądał wręcz demonicznie, widziałam, że go to kręci. Był tak skupiony na kartach, że ja mogłabym w tym momencie nie istnieć.
Rozejrzałam się po sali.
Sami hazardziści. Faceci. Prostytutka mówiąca po rosyjsku wiła się przy stołach
i ruletce, niestety żaden samiec nie zwracał na nią uwagi. Zrezygnowana
przyłączyła się do naszego stołu.
Straciłam poczucie czasu. Gdy wreszcie się odkuł podeszliśmy do baru na szybkiego drinka.
– Chce żebyś teraz Ty obstawiła – powiedział wpychając mi w dłonie żetony.
– Ok – odpowiedziałam bez zastanowienia.
Straciłam poczucie czasu. Gdy wreszcie się odkuł podeszliśmy do baru na szybkiego drinka.
– Chce żebyś teraz Ty obstawiła – powiedział wpychając mi w dłonie żetony.
– Ok – odpowiedziałam bez zastanowienia.
Kiedy już znalazłam się
przy ruletce emocje mnie zjadły. To już nie zabawka z dzieciństwa, z matą
zrobioną z filcu, kiedy grasz, bo chcesz być najlepszy a jedyne co możesz
utracić to plastikowe kuleczka w wybranym kolorze imitujące żetony. Zgłupiałam.
Nie wiedziałam które pola obstawić, nie miałam pojęcia jaką wartość pieniężną
mają jego żetony, nie chciałam by przeze mnie przegrał.
Widząc moje
niezdecydowanie zmierzył mnie wzrokiem i wyjął żetony z moich dłoni.
– Nienawidzę
niezdecydowanych ludzi, nad czym tu dumać, masz się bawić przecież to nawet nie
Twój hajs – rozkładał szybko żetony w najdziwniejszych konfiguracjach na
różnych polach.
Ten wieczór nie wyglądał
tak jak się spodziewałam. Poczułam się trochę zmęczona, nasza eskapada trwała
od ok. 7 godzin. Mieliśmy już wychodzić gdy mój towarzysz udał się do
toalety. Ledwo zdążyły się za nim zamknąć drzwi a u mojego boku wyrósł ok. 40
letni Arab. Zapytał na ile wyceniam swoje usługi po czym wskazał na żetony,
które miał przy sobie i spytał czy wystarczy na pokrycie wspólnej nocy. Tak,
zostałam wzięta za escort girl. Na szczęście nadszedł mój wybawca.
– Wiesz, że tam było
najmarniej z 5 tyś. zł? Ja bym się zastanowił na Twoim miejscu – wydawało mu
się najwyraźniej, że jest zabawny.
Resztę tego spotkania
pamiętam słabiej. Nie wiem czemu nie udałam się na nocny tylko skończyłam z nim
w jednym z pubów. Widzę siebie, po kilku piwach. Lekko już plącze mi się
język. Głowa robi się coraz cięższa. Ale właśnie wtedy więcej zaczął mówić
on. Nie wiem co miał na celu, bo wszystko wyglądało tak, jakby chciał mnie do
siebie zniechęcić. Zaczynał mówić o tym, że pracował w Rosji dla mafii. Że
woził prostytutki do klientów. Był ochroniarzem premium. Umie się dobrze bić.
Potem schodzi na tematy seksu. W jego ustach wszystko brzmi wulgarnie i
odpychająco. Zaczął rozmawiać ze mną jak z kumplem.
– Jak nie przelecę chociaż
jednej cipki w tygodniu to mi odpierdala i mam ciśnienie jak chuj – dumnie
oznajmił.
Czułam się wręcz surrealistycznie. Halo, Halo? Czy ja może znalazłam się w powieści Doroty Masłowskiej?
Potem czekał mnie soczysty opis co się na wskutek owego ciśnienia dzieje z jego penisem i jak bardzo właściciel cierpi. Zrobiło mi się słabo, nie byłam jednak pewna czy wskutek alkoholu, czy wskutek tego co słyszę. Mała Syrenka poczuła, że tonie.
Czułam się wręcz surrealistycznie. Halo, Halo? Czy ja może znalazłam się w powieści Doroty Masłowskiej?
Potem czekał mnie soczysty opis co się na wskutek owego ciśnienia dzieje z jego penisem i jak bardzo właściciel cierpi. Zrobiło mi się słabo, nie byłam jednak pewna czy wskutek alkoholu, czy wskutek tego co słyszę. Mała Syrenka poczuła, że tonie.
Zegar na Pałacu Kultury i Nauki wskazywał, iż zbliża się 5:00
rano. Pożegnaliśmy się. Poprosił, żebym odezwała się jak dojadę. Stały tekst.
Jak każdy facet chciał mieć czyste sumienie i uspokoić się, że skoro nie
odwiózł mnie do domu po spotkaniu, i tak dotarłam bezpiecznie czy
przypadkiem nie padłam ofiarą gwałciciela, a info o wyłowieniu moich zwłok z
Wisły nie pojawi się na stronie Wawalove (z tysiącem
hejciarskich komentarzy zakompleksionych ludzi pod spodem).Przez kilka dni
wymienialiśmy ze sobą sms. Znajomość umarła śmiercią naturalną.
Pamiętajcie, często jest tak, że intelektualista w necie, a burak
w świecie.
Czasami osoba, z którą spotykasz się w realu może mieć w sobie
zaledwie pierwiastek tej, na którą się kreowała w internecie. W cztery oczy nie
napiszesz „zw” analizując strategię, wszystko jest na
żywo, maski spadają.