Czym jest Projekt Sto Randek

czwartek, 22 października 2020

Moja intuicja działa jak policja

Ilość spalonych kilogramów: 16,3

Ilość wypitego alkoholu: 0

Ilość odtworzeń ostatniej płyty Jessie Ware: milion!!!!!

 

Czasami docierasz do momentu gdy już tak naprawdę nic nie może Cię zranić. 

 

Po paśmie mniej lub bardziej nieudanych randek spotykasz JEGO....

 

Gdy na niego patrzysz czujesz się zawstydzona samym widokiem. 
Kiedy się odzywa widzisz już oczyma wyobraźni jak uczy wasze przyszłe dziecko jazdy na rowerze. 
Nie myślałaś, że tacy mężczyźni mogą być jeszcze niezaobrączkowani. Spędzasz z nim miłe chwile, flirtujesz, śmiejesz się i czujesz bezpiecznie gdy obejmuje Cię ramionami. Są długie spacery na których nabijasz 35 tyś. kroków na swoim Apple Watch i jeszcze dłuższe rozmowy przy białym winie w ustronnym zakątku włoskiej trattorii.

 

Przed każdą randką spędzasz godzinę przed lustrem dobierając najlepszy outfit i makijaż. Na usta nakładasz czerwoną szminkę MAC w kolorze 'Werk, werk, werk'. Potem dochodzi do kulminacji, spotykacie się już od tygodni i właśnie po raz pierwszy uprawiacie dziki seks po którym nie czujesz nóg i jesteś na mocnym poorgazmowym haju. On oznajmia, że chce żebyście się spotykali tylko na wyłączność, Ty zastanawiasz się czy może być jeszcze lepiej.

Powoli zaczynasz się przyzwyczajać do jego obecności w Twojej codzienności. Czujesz, że wiecie coraz więcej o sobie, wiesz co najbardziej lubi jeść na śniadanie, po której stronie łóżka woli zasypiać, umiesz wymienić każda jego byłą z imienia i obudzona w nocy o północy wyrecytować długość trwania związku z nią oraz faktyczne przyczyny rozstania. 

Kiedy otwierasz jego lodówkę  widzisz, że kupił Twój ulubiony napój, bezpestkowe winogrona bo tylko takie jadasz, pomidory z gałązką i mozarellę bez której nie mogłabyś żyć. Potem idziesz do łazienki umyć zęby szczoteczką, którą Ci dał gdy nocowałaś w jego mieszkaniu po raz pierwszy. 

Macie plany na najbliższe pół roku, znajomi dopytują się kiedy go wreszcie poznają, część Twoich psiapsi podchodzi do niego sceptycznie, jak do każdego Twojego faceta bo za nic na świecie nie chciałyby żeby ktoś Cię zranił.

Wstajesz rano i patrzysz w lustro podziwiając dobroczynny wpływ wydzielanej w trakcie zbliżeń oksytocyny, uśmiechasz się do siebie bo już nie pamiętasz kiedy byłaś tak szczęśliwa.

 

W sklepie przepuszczasz w kolejce osoby z kilkoma produktami, uśmiechasz się do staruszek na poczcie. Gdzie byś nie poszła czujesz delikatne trzepotanie motylków w brzuszku. Kochasz świat i czujesz że on Ciebie też. Wszechświat Ci sprzyja.

 

Zaczynasz robić wielkie porządki żeby On miał miejsce na swoje rzeczy w garderobie i w szafce nad umywalką. Przy okazji trafiasz na jego koszulkę, która wciąż pachnie mieszanką zapachu jego skóry i perfum. Sam zapach Cię odurza, wyluzowana sięgasz po telefon żeby do niego napisać.

 

Trochę się dziwisz bo dochodzi 18:00 a nie dostałaś jeszcze od niego żadnego SMS. Myślisz, że pewnie ma ciężki dzień w swoim korpo. Piszesz wiadomość, następnie wybierając numer do psiapsi żeby po raz milionowy powiedzieć jej jak się cieszysz, że wszystko w końcu zaczęło się układać.

 

Gadacie 3 godziny w trakcie których zdążyłaś nastawić zmywarkę, zrobić dwa prania i pomalować paznokcie. Po skończonej rozmowie robisz demakijaż patrząc na schnącą na wieszaku koszulkę należąca do TWOJEGO MĘŻCZYZNY zastanawiając się po jakim czasie spotykania ustawić "w związku" na fejsbuku i które z waszych selfie umieścić na tablicy żeby wredne paszczury mogły podziwiać i zazdrościć.

 

Z zamyślenia wyrywa Cię dźwięk powiadomienia. Czytasz, że on niestety musi przełożyć wasze jutrzejsze spotkanie. Zatroskana pytasz czy w pracy wszystko ok? On odpowiada, że tak. Piszesz, że nie ma problemu. W końcu jesteś taka wyrozumiała DZIEWCZYNĄ, c'nie? Przeczytałaś kiedyś, w CKM że mężczyźni nie lubią się skarżyć czy przyznawać do porażek. Wstawiasz białe pranie, z namaszczeniem pakując jego  skarpetki Hugo Boss do bębna.

 

Szykujesz strój na następny dzień do pracy, nakładasz na twarz Lancome i wskakujesz pod kołdrę. Chwytasz telefon czując lekkie rozczarowanie, że na ekranie nie pojawił się jego standardowy SMS z życzeniami dobrej nocy i buziaczkiem. Myślisz sobie, że musiał mieć naprawdę ciężki dzień i współczujesz biedakowi. Gasisz światło, otulasz się aksamitną pościelą i idziesz spać.

Nagle ma miejsce scena rodem z horroru. Twoje oczy otwierają się szeroko niczym u zmarłego, przemienionego w tej właśnie sekundzie w zombie.

Zdajesz sobie sprawę, że on po raz pierwszy użył innych emoji i zamiast niedziela napisał ndz. Chomiczek w kołowrotku Twojej głowy biegnie tak szybko, że zaraz wypadnie, jesteś niczym Russel Crowe w "Pięknym Umyśle". Wiesz już, że coś jest nie tak, czujesz napięcie w plecach. Nie pójdziesz tej nocy spać snując najróżniejsze scenariusze.

 

W pracy najwidoczniej wyglądasz jakbyś była faktycznie tym zombie bo szef pyta czy wszystko w porządku i czy nie chcesz wyjść dziś półgodziny wcześniej. Oczywiście, że chcesz bo w Twojej głowie rozgrywa się iście szekspirowski dramat.

 

Dzwonisz do niego, odbiera po 3 sygnałach, nie pamiętasz kiedy musiałaś czekać tak długo. Odbiera i bezbarwnym tonem oznajmia, że jest u barbera i zadzwoni jak wyjdzie. Od razu dzwonisz do psiapsi, która wraca SKM z pracy. 

Robisz zrzuty ekranu SMS z wczoraj i skriny poprzednich wiadomości  po czym natychmiastowo wysyłasz je do niej na messengerze. Po fachowej ekspertyzie pada jedyna słuszna decyzja. Spotkanie CSI przy dwóch butelkach białego wina. Opowiadasz dokładny przebieg ostatnich randek, analizujesz wszystko czując, że z każdym kieliszkiem coraz bardziej się rozklejasz. Słyszysz od niej, że masz wyluzować bo przecież nie każdy musi być cały czas dostępny, przecież zarówno Ty i on macie swoje życie, plany, zajęcia.

 

I nagle patrzysz na zegarek i czujesz potworny ścisk w brzuchu.

 

Przecież wizyta u barbera nie trwa 8 godzin.

 

Jakie ku**a odezwę się jak wyjdę?

 

To Twój 6 kieliszek więc nie masz zamiaru się narzucać. Nie, nawet pójdziesz o krok dalej, nie odpiszesz nic na jego życzenia miłego dzionka które zastaniesz po przebudzeniu. Ech, jak ciężko będzie Ci go ignorować. Ale dasz radę, zawsze przecież dajesz.

Tyle tylko, że rano nie ma czego ignorować. Co za katusze, gdy chcesz zacząć kogoś olewać, ale on olał Cię pierwszy. I nagle wszystko zaczyna Ci się układać w logiczną całość. Odwołana randka, neutralne emotki i ta pieprzona ndz zamiast niedzieli

W pracy siedzisz jak na szpilkach czekając na 16:00 jak na zbawienie. Masz ochotę gryźć tynk. Patrzysz z pogardą na uśmiechnięte miny pozostałych pracowników na ołpen spejsie.

Wracając wchodzisz do Żabki i kupujesz wino. 

Piątek.                                    

Tej znajomości koniec i wolności początek. 

Kończysz już 4 kieliszek wina i wstawiona wykrzykujesz tekst "Vivo per lei" do swojego kota, sąsiadka z góry wali w kaloryfer bo już dawno zaczęła się ciszą nocna, gdy nagle przychodzi SMS: 

"Przepraszam. Myślałem, że jestem gotowy na związek, ale się pomyliłem. Jesteś cudowną kobietą, ale ostatnio mam dużo na głowie. To nie Twoja wina, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, to wszystko mnie przytłoczyło".

Wydobywasz z siebie cichy kwik, który zaraz zmienia się w szloch. Myślałaś, że tym razem będzie inaczej. Że on jest inny. Przecież był taki czuły. Tak na Ciebie patrzył, jak nigdy nikt nie patrzył. Mówił, że chce wiedzieć o Tobie wszystko. Opowiadał o swoich rodzicach i trudnym dzieciństwie. Dlaczego zostawił u Ciebie tą pieprzoną koszulkę i skarpetki?

Odpowiedź jest prosta:

Kobiety mylą uczucie z rozmową o uczuciach bo żyją swoimi fantazjami. 

Ty w swoich fantazjach sprowadziłaś go do roli bóstwa - Aquamana o gołębim sercu i magicznej różdżce. Mężczyznę bez wad, rodem wyjętego z Harlequina.

Gdybyś nie dała uśpić tak łatwo swojej czujności i nie odpłynęła w krainę marzeń sennych dostrzegła byś niepokojące sygnały wcześniej.

Już na drugim spotkaniu zaczął rzucać tekstami 'że jesteś wyjątkowa' i żenującym 'dlaczego nie poznałem Cię wczesniej'. No c'mon, jaki dorosły, normalny mężczyzna wyznaje takie rzeczy po zaledwie jednej randce???       

Dostrzegasz też, że na czwartym rzucał Ci seksualne aluzje, a na dwóch ostatnich ledwo co rozmawialiście bo byliście zajęci wymianą płynów ustrojowych.

Tak, brawo Sherlocku, typ nie traktował Cię poważnie. Byłaś dla niego rozrywką i  relaksem, nigdy nie rozpatrywał Cię w kategorii dziewczyny do związku :(


I właśnie w tej kuchni, zapłakana, wyrzucając butelkę po winie do kosza obiecałaś sobie, że już nigdy nie będziesz już tak reagowała na żadnego mężczyznę i będziesz zołzą. Ale tak naprawdę w głębi duszy wiesz, że wcale nie i niedługo popełnisz taki sam błąd.



Trzymajcie się,

Buziaki

Waćpanna 


poniedziałek, 11 maja 2020

Syndrom Matki Polki

Ilość dni spędzonych nad morzem: 11
Ilość zjedzonych gofrów bez których wyjazd nad morzem się nie liczy: 1
  Ilość policjantów przypadających na naszą piękną, nadmorską miejscowość: 2
  Ilość obejrzanych #hot16challenge2: ponad 50
Ilość godzin spędzonych w wannie w towarzystwie świec: 9


Początki

Kiedy się poznaliście czułaś, że unosisz się trzy metry nad niebem. Pierwsze miesiące były niczym przysłowiowy miodowy miesiąc. Wyjadanie z dziubków, randki, kwiaty i adoracja na każdym kroku. Myślałaś sobie, że złapałaś Pana Boga za nogi. Pamiętasz ten moment, kiedy świat dookoła Was nie istniał bo byliście na wspólnym wyjeździe? Do szczęścia potrzebny był Ci on, niezliczone godziny seksu i ewentualnie ładna pogoda, bo przecież czasami warto wyściubić nos z pokoju i udokumentować wyjazd żeby potem pokazać fotki rodzinie i znajomym.

Z czasem relacja ewoluowała, powoli zaczęłaś odkrywać jego wady, a on dowiedział się, że Twoja ewolucja podczas PMS jest bardziej złożona niż u Pokemonów i musi na ten czas wypracować własną księgę zarządzania kryzysowego. Z trybu romantico przeszliście gładko w tryb normal. Wasze uczucia dojrzewają, związek robi się coraz poważniejszy, rozważacie wspólne zamieszkanie.

Nagle, pewnego dnia nastawiasz pranie i rzucasz soczystą, staropolską K***Ą. Zaczynasz tak bardzo tęsknić za początkiem znajomości, za jego tańcem godowym. Urabiasz się po łokcie w pracy, wracasz do domu, musisz zrobić obiad, posprzątać dom, dopieścić prezentacje  albo masz nadprogramowego calla. Wieczorem padasz na twarz i nie masz siły na pielęgnację, którą odkładasz kolejny dzień. 

Teraźniejszość

Patrzysz na ekran telefonu, a tam pustka. Jest Ci przykro, ale przecież jak nie zadzwonisz to on pewnie też tego nie zrobi. Dobra, zostawiasz telefon w spokoju, on też się musi starać, wiesz to doskonale. Idziesz zająć się sobą, dla kurażu walniesz sobie na twarz kwasik od The Ordinary i świat od razu będzie piękniejszy!! Wchodzisz do łazienki, oczywiście z telefonem żebyś przypadkiem nie przegapiła próby kontakty z jego strony, przeglądasz się w lustrze i wynajdujesz całą listę rzeczy do korekty. Następnie dochodzisz do wniosku, że jest jakoś za cicho i puszczasz swoją smutną playlistę na telefonie. Nakładasz kwas, gdy nagle rozbrzmiewa telefon. Nerwowo go łapiesz po czym zaczynasz słodko szczebiotać zdrabniając jego imię.

Rozmawiacie i zapominasz o wszystkim, o projekcie, o tym, że wcześniej musisz wstać, a przede wszystkim o tym, że kwas AHA 30 % musisz trzymać maksymalnie 10 minut, efektem czego poparzyłaś sobie skórę i wkrótce wyjdą Ci w okolicy nosa małe strupki.

Rozmawiacie zawsze wtedy kiedy on ma czas, spotykacie się w dni w które on może i nie ma stresów. Gdy wybieracie knajpy, nawet idąc ze znajomymi, patrzysz tylko na jego preferencje i alergie. Kiedy robisz mu kanapki jesteś w stanie niczym pies myśliwski wyczuć każdą żyłkę i ekspresowo ją wykroić. Gdy siedzicie u Ciebie podtykasz mu wszystko pod nos pytając czy czegoś jeszcze chce bądź potrzebuje. Gdy jesteście u niego, chodzisz na paluszkach nie chcąc przeszkadzać mu w projekcie. Jeżeli wyjedziecie gdzieś z grupą znajomych wstajesz przed wszystkimi żeby przygotować mu ulubione, wręcz instagramowe śniadanko, podczas gdy sama jesz w biegu lub dojadasz resztki po nim.

Mam przykrą wiadomość, cierpisz na Syndrom Matki Polki.

Myślisz o nim i jego potrzebach non-stop dzięki czemu stałaś się dla niego matką, a nie partnerką. Sobotni poranek, po udanej nocy macie zjeść wspólnie śniadanie. W kuchni leży wczorajszy chleb, ale Ty już jesteś w blokach startowych żeby iść do piekarni po dzisiejsze, ciepłe bułeczki. Przy okazji bierzesz rewelacyjne lody rzemieślnicze na deser. Masakrycznie głodna wpadasz do mieszkania i widzisz go jedzącego jajecznicę...którą zrobił tylko dla siebie!

Myślisz sobie, Houston mamy problem. Czujesz, że zaraz wybuchniesz, a Twoje oczy robią się szkliste. 

A gdzie jajecznica dla mnie? - odpowiada Ci martwa cisza.

Cała sytuacja jest niczym uderzenie obuchem w głowę. 

Czemu on się nie stara? 

Czy przestałam być dla niego ważna? 

Przecież ja myślę wciąż o jego potrzebach, to czemu on nie może czasem pomyśleć o moich?

A pamiętasz inną sytuację kiedy Twój partner przez zimę sporo przybrał na masie i źle się z tym czuł? Wyszukałaś mu dietetyka, poszłaś z nim na wizytę, wertowałaś od deski do deski broszurki i zalecenia żeby wiedzieć jakich zasad ma przestrzegać. Zaczęłaś mu gotować fit posiłki i razem z nim jeść dania gotowane na parze. Zrezygnowałaś także z wyjść do knajpy żeby jemu nie było przykro. Pizza prześladowała Cię w Twoich nocnych marzeniach sennych. Jaki był finał akcji? Przez pół roku jadłaś trawę i katowałaś się w ramach solidarności, a on nie widząc się z Tobą potrafił iść na browary z kumplami albo oszamać kebaba do Premiere League.

Wiem, chciałaś dobrze, ale jak zwykle wszystko wymknęło Ci się spod kontroli.


Musisz zadać sobie pytanie, co Ci to daje? 


Czy dajesz z siebie wszystko bo sama tak właśnie byś chciała być traktowana?


Czy może chcesz zostać  przez niego doceniona i zauważona?


A może powielasz wzorzec podpatrzony od rodziców?



Pomyśl sobie o tym na spokojnie.


Czy pamiętasz ten śmieszny instruktaż wykonywany przez stewardessę w samolocie? Jedna z podstawowych zasad bezpieczeństwa - najpierw dorosły zakłada maskę tlenową sobie, dopiero później dziecku. To nie przejaw egoizmu tylko konieczność, dorosły musi być przytomny by zachować trzeźwość sytuacji i ratować i siebie i drugą osobę. 


Tak samo Ty, musisz najpierw pomyśleć o swoich potrzebach i zaspakajać je, by potem, bez straty dla siebie skupić się również na potrzebach drugiej osoby.



Tak więc Kochani, zdejmujemy covidowe maseczki ochronne i zakładamy maseczki dla naszych zaniedbanych potrzeb. Pandemia to dobry okres by być bliżej siebie i poddać się refleksjom. Życzę Wam dużo cierpliwości i siły w tych trudnych czasach.

Trzymajcie się!


Buziaki,

Waćpanna

sobota, 17 sierpnia 2019

Wiedzieć kiedy odpuścić

Ilość urlopów: zeho !!
Ilość wyautowanych znajomych: 1
Ilość powracajacych owieczek marnotrawnych: 1
Ilość zjedzonych bitek: a któż by tam liczył!
Ilość rzeczy do zrobienia, które miałam zrobić w weekend, a będę musiała przepisać na  tydzień:  cała masa :(
Ilość genialnych podcastów: 1, tu_Okuniewska, i am in love <3


Sobota. 


Pomimo wakacji nigdzie nie wyjeżdżam, gnijąc w betonowej dżungli. Pod drzwiami jak opętany miauczy mój kot. Zwęszył bukiet świeżo ciętych kwiatów. Nie wiem czemu na moje koty zielenina działa jak afrodyzjak. Najpierw fundują kwiatom delikatną grę wstępną, powoli ocierają się mordkami o liście i łodygi, następnie nieśmiało przesuwają po nich nozdrza i tu nagle BĘC! obnażają zęby niczym rekin ze "Szczęk" i zaczynają w psychopatycznym amoku gryźć i dźgać zebami zielonego delikwenta i maniakalnie okręcać się łapami wokół wazonu.

Pod wpływem rozmowy z S. naszło mnie na rozważania [paulo_coelho_mode_on]. Życie to ciągły splot bliższych i dalszych relacji, zbiór codziennych interakcji w rodzinie, związku, przyjaźni czy pracy. Do dziś pamiętam jak ważne były moje pierwsze przyjaźnie, większość z nich przetrwała az do czasów studiów. Potem zaczęły się "te" poważne związki, dziś przypięczętowane ślubami i ciążami. Czasami z zadumą wspominam dawne przygody, pierwsze zauroczenia i zawody. Miałam naprawdę zgraną paczkę z przyjaciół z którymi od 4-5 roku życia spędziłam lwią część swoich młodzieńczych lat. Nie czułam pustki, bo wciąż dookoła było mnóstwo osób. Ktoś oddalał się, a na jego miejsce przychodziła kolejna osoba. Tak było ze znajomymi mojego ex, którzy dzisiaj są moją najwspanialszą drużyną :)

Nie było w tym towarzyskim kręgu dwóch takich samych osób. Należeli do niego introwertycy, osoby o złotym serduszku, toksyczne persony (o czym wtedy nie miałam pojęcia), luzacy, kumple, marzyciele, ekstrawertycy mający sto planów na sekundę, osoby bliskie mi niczym rodzeństwo. Od każdej z tych osób otrzymałam coś ważnego, czasami dając w zamian za dużo albo niewspółmiernie mało. Nie myślałam, że kiedyś większości z nich zabraknie.


Rok 2019. W weekendy mam już nieco inne priorytety. Nie zobaczysz mnie o 6:00 rano nad Wisłą żegnającą się z obsługą i wracającą do domu. Nie zobaczysz mnie na jednym z barowych stołków Pijalni Wódki i Piwa. Nie będę szaleć na parkiecie w towarzystwie wystylizowanych koleżanek. Wszystko się zmieniło. Rzuciłam papierosy. Piję okazjonalnie. Wolę odpocząć po całym tygodniu w domu. Zrobić wreszcie pranie. Wygłaskać moje zwierzaki. Posłuchać podcastu albo pochillować z Netflixem (bez obcych samców ofkorz). Czuję wolność chodząc sobie po domu w "podwórkowcach" i różowych klapeczkach z futrem. Kompletnie nieinstagromowa.

Czuję wypalenie social mediami, tez tak macie? Co prawda na swojego Insta wrzucam jak prawilna madka zdjęcia swoich czworonożnych bombelków. Selfie robię dopiero gdy chcę zaprezentować wykonany mejkap na którejś ze swoicj psiapsi albo pożalic się, że znowu wyskoczył mi pryszcz i czuję się znowu jak nastolatka. W wieku 30 lat (staroooośśśśćććć) nie chcę relacjonować swojego życia, chce je przeżywać. Chłonąć wszystkimi zmysłami i utrwalać na wewnętrznej kliszy. Może wraz z tym udomowieniem straciłam swój towarzyski potencjał? Któż wie.

Utraty relacji są podobne. Nieważne czy dotyczą relacji z typem z Tinderka, Badoo czy innej Sympatii, partnera czy dobrej kumpeli. Zawsze stadia przechodzą podobnie. Najpierw dana osoba odpisuje trochę mniej. Na Twoje obszerne niebieskie dymki otrzymujesz dwie skromne szare linijki. Na początku zasłoni się pracą. To taka uniwersalna wymówka którą każdy łyknie. No chyba, że mamy do czynienia z osobą która zawodowo kolekcjonuje zasiłki u benefity w stylu 500+.

Potem gdy zaczniesz się martwić i pytać czy coś się stało bo ten stan spowolnienia relacji utrzymuje się za długo, usłyszysz, że druga strona nie chce o tym rozmawiać, to dla niej za ciężkie. Poczujesz się przez chwilę winny/a, że się czepiasz, ale będziesz cierpliwie czekać. Raz na jakiś czas proponować wyjścia albo coś co ta osoba lubi. Spotkanie nie dojdzie do skutku. I w tym momencie wiesz już, że coś jest bardzo nie halo i nie ma nic wspólnego z mało wyrozumiałym szefem czy inną wymówką. Twoje przypuszczenia potwierdzi wizyta w mediach społecznościowych.

Uzmysłowisz sobie, że ktoś najzwyczajniej w świecie Cię wy***ał. W momemcie gdy był tak zapracowany by się z Tobą spotkać siedział na Foksalu z filigranową blondynką wyglądającą na 19 lat. Kumpela, która miała być przy chorej babci świeci dekoltem na momentach u koleżanki, za którą podobno nie przepada. Wariantów jest mnóstwo, ale najgorsze co może być to to uczucie odrzucenia. Kiedy ktoś traktuje Cię jak przedmiot nie myśląc o Twoich uczuciach, a w dodaktu ma Cię za oszołoma, który nie umie łączyć faktów. Co bardziej bezczelna jednostka zacznie ściemniać, że wstawiła stary feed bo nie chce by inni wiedzieli, że coś jest nie tak, albo się pytali co się dzieje, że nic nie publikują. Przyznajcie, trzeba być skończonym kretynem albo leniem żeby w czasach mediów społecznościowych wstawiać coś co demaskuje własne kłamstwo.

Będziesz z narastającą frustracją patrzeć na festiwal sztucznych uśmieszków w jej/jego social mediach. Oglądała relacje ich znajomych myśląc o tym jak dobrze się bawią, odwiedzają miejsca do których mieliście iść razem, odprawiają wasze niegdyś wspólne rytuały. Poczujesz stratę. I wkur***nie. Może i zahaczysz o stan je suis smutna piz-da. Ale najważniejsze to wiedzieć kiedy odpuścić i nie pogrążać się w tych uczuciach. Jedyną stałą jest zmiana. Chociaż żal jest dobrych, wspólnie przeżytych chwil to nie warto marnować czasu dla osób, które nas nie doceniają i nie potrzebują naszego towarzystwa. Życie jest o wiele prostsze gdy przestaje się za kims gonić. Wystarczy odpuścić i nagle w naszym życiu pojawiają się osoby, które po prostu chcą być w nim. Dla Nas.


Buziaki,

Wasza Waćpanna


piątek, 8 lutego 2019

O tych złych singielkach i ich destrukcyjnym wpływie na przyszłe MaDki i nie tylko.....

Ilość wiosen: 30
Ilość zwierząt: + 1 suka
Ilość empatii: bezgraniczna (menstruacja is here!)
Ilość kilogramów: Bozia ze mną gra w pokera, raz mi daje, raz zabiera (częściej ostatnio daje, niestety).
Ilość ciąż i porodów na fejsie: już chyba wszyscy mają Brajany i Brajanice




02:28 w nocy. Nie mogę spać, słyszę jak w korytarzu jeden z moich kotów próbuje wydobyć z siebie mało uroczego kłaczka. Nie wiem czemu, w kreskówkach i filmach to zawsze jest niewinna, włochata kuleczka. Kłaki moich kocich synów wyglądają tak jakby mordką wydalili jakieś zdechłe, dogorywające zwierzątko bądź skąpanego w ślinie balasa.

Balas.

Słowo klucz. Słowo którym moja znajoma K. tytułowała każdego faceta z którym jej nie wyszło. 

- Bo wiesz, już od razu mogłam wiedzieć, że ten balas jest jakiś chory. Kochana, jak on mnie nadzorował, mimo, że ja tu, on tam siedział, no żyć mi nie dawał . 

Nie musiała mi o tamtym związku przypominać. Nie zapomnę nigdy, jak w lipcu przyjechała do mnie na weekend. Siedziałyśmy sobie kulturalnie, winko, szamka, nakładanie przed sobotnim klabbingiem szpachli, następnie wybór stylizacji. Kończę już moją perfekcyjną jaskółkę eyelinerem kiedy słyszę nerwowy syk K.

- Zmyj to natychmiast! - okazało się, że popełniłam falstart tuningując się przedwcześnie - On zaraz zadzwoni, powiedziałam, że jesteśmy śpiące i zmęczone i siedzimy w piżamach. 

Gdyby nie fakt, że od kilku godzin K. jest u mnie, pije wino i wije się do selfików z moim kotem w ramionach to pomyślałabym, że miała wypadek, w trakcie którego ucierpiał jej mózg. 

- Słucham? Przecież idziemy nad Wisłę. Nie idziemy? K. powiedz mi lepiej o co chodzi.- potraktowałam ją moim surowym, pseudo rodzicielskim spojrzeniem. 

Nie zdążyła odpowiedzieć. Misiaczek zadzwonił, a raczej wredny, zakompleksiony, niedźwiedź, który musi mieć kontrolę nad wszystkim i wiedzieć wszystko na temat swojej wyśnionej księżniczki. Jeszcze nie daj bobrze będzie chciała zaspokoić swoje potrzeby fizjologiczne bez jego kurateli. DRAMAT!!

- No siedzimy sobie z Waćpanną i rozmawiamy. A nieee, o niczym szczególnym. Takie tam ploteczki, nieee, o takich koleżankach, nie znasz, no nic takiego. I o tych....kotach też rozmawiamy. Nieee, tylko jedno winko, ale ja to w sumie dla towarzystwa pije, jeszcze mam w kieliszku. No wiesz, Waćpanna chciała to wino. Jest singielką, co innego ma do roboty, no smutna jest dziewczyna dzisiaj to pije. No taaak, nie każdy ma tyle szczęścia co my. Yhmmmmm...a Ty co robisz? Nie no, nieeee, coś Ty, my nigdzie nie wychodzimy, po co. Zresztą tyle mamy do obgadania, no to znaczy nie o czymś konkretnym tylko takie wiesz, kobiece, babskie sprawy. No. Dobrze, dobrze, będę miała  telefon przy sobie, cały czas. No buziaczki. No ja Ciebie też. Papa!

Od słuchania tego jakże słodkiego i naturalnego dialogu dostałam niemal próchnicy. Jeżeli jesteś singielką ale z jakiś powodów uczestniczysz w wyjściach, gdzie inne laski są sparowane to przygotuj się do występowania w roli kozła ofiarnego i wiecznej Marii Magdaleny na zawsze grzesznicy.

"To ona chciała iść do klubu, ja mówiłam, że nie potrzebuję iść bo mam Ciebie."

Heloooooł, serio, powiedzcie mi, czemu według męskiej logiki, singielki zawsze z premedytacją namawiają koleżanki w związkach na wyjście do klubu, dążąc tym samym do rozpadu ich relacji? Czy Ci zajęci faceci naprawdę mają wizje tego, że krwiożercza, psiapsi singielka bierze po wszystkim, swoją nowo uwolnioną koleżankę, od teraz również singielkę i razem biegną w stronę słońca, ku cotygodniowej bezrefleksyjnej prostytucji. Obu rosną różki, prowodyrka głaszcze ofiarę  po ręce i szepcze: "widzisz, bez niego nam jest lepiej ? " xD

Czy kobieta w związku/ po ślubie ma już na wieki zamknąć się z oblubieńcem w czterech ścianach i jak bochny chleba rodzić mu potomstwo?

Ile to razy słyszałam historię facetów o związkach idealnych, które się rozpadły gdy partnerka za dużo czasu spędzała z koleżanką, która miała na nią zły wpływ i to przez tą koleżankę tak naprawdę wszystko się skończyło? 

Czy posiadanie chłopaka/męża/narzeczonego/partnera/bolca/popychacza/konkubenta automatycznie wyłącza w kobiecie funkcje tańca do muzyki w większym zbiorowisku bez przypisanego samca?

A może dezaktywuje też opcje wychodzenia w miejsca publiczne  czy mode nocnego życia solo?

Z  K. w końcu wyszłyśmy tamtego wieczoru. Ale wcześniej posiedziałyśmy w ciszy dopijając wino, bo przecież była zajęta sms-owaniem ze swoim prywatnym kontrollingiem. Było też zdjęcie jak leżymy pod kołdrą (w swoich niby piżamach, niczym dziecko, chociaż metryka niebezpiecznie zbliżała się ku trzydziestce). Sama uwierzyła w to, że nigdzie nie idziemy bo jesteśmy zmęczone. Nawet podczas kolejnej rozmowy na chwilę zgasiła światło i położyła się na moim łóżku. Tej nocy nie chciała tańczyć. Przesiedziałyśmy kilka godzin na schodkach sącząc białe wino. Degustacje, co jakiś czas przerywały ataki paniki na widok sms'ów lub sygnałków.

- Dlaczego po prostu nie powiesz mu prawdy ? - spytałam, zmęczona nieco atmosferą, nie na takie wyjście liczyłam po kilku tygodniach bez babskich spotkań. Brakowało mi śmiechu i swobody. Czułam jakby ktoś zamienił moją wierną towarzyszkę ze smutnym, wystraszonym muminem.

- Bo by nie zrozumiał i to by wszystko popsuło. By myślał, że coś robię nie tak...że go zdradzam..- powiedziała, nie odrywając wzroku od ekranu smartfonu.

- A kłamstwo nie psuje tej relacji? - moje pytanie pozostało bez odpowiedzi.

Po kilku miesiącach spotkałyśmy się na godzinę w centrum. Powiedziała temu swojemu, że idzie na zakupy, a wsiadła w pociąg i przyjechała do Warszawy. Prosiła bym jej nie oznaczała ani nic nie pisała, że mamy się widzieć. Zrobiło mi się przykro. Brak faceta, nie oznacza, że tak mi się nudzi, że główną atrakcją są znaczniki i statusy na fejsie. Kiedy docieramy na miejsce patrzę na jej twarz, bladą z podpuchniętymi oczami. Nie ma na sobie makijażu, pali papierosa za papierosem. Straciła swój pazur. Z przejęciem opowiadao tym jak jest kontrolowana. Nie miałam dla niej współczucia bo sama sobie zgotowała taki los na swoje własne życzenie. Przecież na początku związku, kiedy się poznaje z drugą osobą, mówi jej o swoich potrzebach i przyzwyczajeniach. Ma się tyle wolności i swobody ile się wypracowało właśnie w tych początkowych etapach związku. 

Dziewczyno, kuląc wiecznie po sobie uszy i robiąc to czego oczekuje druga strona nigdy nie będziesz czuła się szczęśliwa. Związek to nie kontrola, to zaufanie i partnerstwo.

Buziaki
Wasza Waćpanna

wtorek, 12 września 2017

Nostalgia

Ilość randek: mały zastój/100
Ilość wypalonych papierosów: zero!!!!! Od ponad 2 miesięcy nie palę ;)
Ilość toksycznych koleżanek: 1
Ilość babskich wieczorków bez cenzury: 1
Ilość kocich Brajanów: 2!!!!!


Cześć i czołem!


Moja systematyczność kiedyś mnie wykończy. Na co dzień co prawda literacko wyżywam się w okienkach messengera, wordowskich dokumentach oraz starym, dobrym przyjacielu pamiętniku tylko nieszczęsny blog leży odłogiem.

Kto wie, może gdybym była prawdziwą "BLOGIERKĄ" i dodawała więcej wpisów załapałabym się na jakąś kolaborację, współpracę z indaHash ( polecem artykuł Karola Kopańko na Spiders Web http://www.spidersweb.pl/2017/09/indahash-karol-kopanko.html) albo inne szmery bajery. Z drugiej strony co mogłabym reklamować? Kocią Karmę, konto premium na e-Darling, prezerwatywy o smaku schabowego czy może żel na cellulit? Z takich ambitniejszych rzeczy to ewentualnie nazwą "100 randek" mogłabym sygnować tę azjatycką poduszkę dla singli w kształcie człowieka na którą można zarzucić nogę w sytuacji gdy tego żywego 36,6 brak obok. #przegryw #niemamonetzbloga

Od jakiegoś czasu jestem przeszczęśliwą kocią mamą dwóch niedorozwiniętych Brajanów. Powiem wam, że dobrze mi z tym, chociaż już z oddali słyszę rzucone z pogardliwym uśmieszkiem słowa "stara panna". Tak, te niewypowiedziane na głos też się liczą.

Jesienna telewizyjna ramówka obfituje w moje ukochane "guilty pleasures". Możecie nazwać mnie hipsterką, w czasach gdy żaden mężczyzna z Tindera (i grono moich koleżanek, znajomych) nie przyznaje się do posiadania telewizora (chyba, że służy on jako ekran do konsoli), ja nie dość, że ów odbiornik posiadam to jeszcze go eksploatuje oglądając mózgotrzepy w stylu "Warsaw Shore", "Rolnik szuka żony" czy "Supermodelka plus size". Tak więc jesień minie mi na głaskaniu kotków, leżeniu pod kocykiem z ciepłą kawką i oglądaniu nikczemnych wytworów naszej rodzimej telewizji. Tylko w odróżnieniu od większości bywalców social mediów nie będę relacjonować moich poczynań na żywo, ani okraszać pierdyliardem wystylizowanych fot.

Co poza tym u mnie słychać? Postanowiłam spełnić marzenia. Porzuciłam dawno obraną, mozolną drogę, robię coś niezgodnego z moim wykształceniem i doświadczeniem oraz pragnę kształcić się w tym co mnie kręci najbardziej czyli w pisaniu. Wybieram się ponownie na studia, chcę się realizować. Znajomi straszą mnie brakiem czasu wolnego, a ja czuję dreszcz podniecenia na myśl o powrocie na salę wykładową i tych wszystkich egzaminach. Wszakże na naukę nigdy nie jest za późno.

Znowu poczuję się jak nastolatka, bardzo niewyspana nastolatka, która musi pogodzić pracę na pełen etat z weekendowymi zjazdami. Formalności załatwione, trzeba czekać na wyniki rekrutacji. Trzymajcie kciuki żeby udało mi się dostać na najbardziej prestiżowy Uniwersytet :)))

A do tego czasu praca-deszcz-dom-deszcz-praca-deszcz-weekend.

Do przeczytania!

WAĆPANNA



środa, 10 maja 2017

O szukaniu faceta w branży porno notka krótka

Ilość odbytych randek: 96/100
Ilość cheatmeali: miliony... niczym miliony monet Mroza!
Ilość zrzuconych/przybranych kg: tak bardzo boję się stanąć na wadze!!!
Ilość stalkerów:  1 wciąż ten sam.
Szanse, że kiedykolwiek poznać kogoś normalnego: zerowe (grunt, że nie ujemne!)

Sobotnie popołudnie, wkrótce nadejdzie wieczór. Siedzę chora w domu, na Tinderze posucha, po drugiej stronie smartfona prowadzę pasjonującą, singielską konwersacje z moją przyjaciółką.

Biiip. Odgłos nowej wiadomości na messengerze. Rzucam się do smartfona, licząc że może czeka mnie jakaś niespodzianka. Nie, nie czeka. Czeka za to na mnie link do artykułu na Pudelek.pl z którego mogę dowiedzieć się, że gwiazda porno została ugryziona przez rekina w trakcie kręcenia filmu. Moje życie jest tak pasjonujące. Zamiast leżeć ze smartfonem w łóżku powinnam leżeć obok swojego mężczyzny (nie, kot niestety się nie liczy). Echh, marzenia ściętej głowy.

Ja: Seriooo? Sikam ze śmiechu xD

K: Ciekawe jak, skoro obok był nurek bez klatki????

Ja: Skandal. Już w żadnej branży człowiek nie może czuć się bezpiecznie.

K: No patrz, a już się zastanawiałam nad karierą w przemyśle porno.

Ja: Lol, to naprawdę genialny pomysł! Pomyśl, że gdybyśmy pracowały w niszy XXX to chociaż miałybyśmy dużo seksu.

K: No właśnie. Może też by się jakiś facet złowił...jakoś...

Ja: Oooo, przynajmniej byłby już przetestowany.

K: No właśnie.

Ja: Żadnego ślubu przed seksem!

K: Nie było by, że nie można, że za wcześnie, że chociaż do tej 3 randki trzeba poczekać.

Ja: Zdradzać też by nie zdradzał, bo przecież zarabiałby ciałem na chleb.

K: I Ty też.


Ja: Zarobki też niczego sobie. Praca stabilna, w branży zawsze robota będzie, jak coś to można się przebranżowić. Na redtjubie jest tyle kategorii <3


K: Bez kitu. Nie pomyślę już nigdy o zakonie.

Ja: Musimy tylko sobie wymyślić imiona. Takie porno, wiesz.

K: Svieta? Jessica? Nicole?

Ja: Jessica Ferrari!

K: Sasza?

Ja: Sasza le Porsze.

K: Le prosze penisa.

Ja: :)

K: Dramat.

Tak więc znalazłyśmya antidotum na wszystkie nasze "bolączki". Mężczyzna z branży porno :P

Jakieś sugestie? Czekam na propozycje w komentarzach ;) W studenckich czasach moje koleżanki zachwycały się wyczynami Rocco di Siffredi.

Ponoć poszukiwanie partnera na Tinderze jest jak oglądanie porno do końca z nadzieją na ślub.

Nie wiem, czy to zmęczenie materiału, czy może większa świadomość samej siebie, ale im dalej w Tinderowy las tym gorzej. Ostatnio nawet ciężej mi się konwersuje. W życiu bym nie pomyślała, że istnieją 30 letni mężczyźni nie potrafiący czytać ze zrozumieniem czy nie posługujący się pełnymi zdaniami. Elementy zaproszenia też są dla niektórych enigmą. Potafią ustalić dzień i czas spotkania, ale nie pomyślą by podać miejsce. Dopiero danego dnia wskazują spot. Tylko wtedy jest za późno, bo albo mam już inne plany albo po prostu tracę zainteresowanie kimś kto od samego początku nie szanuje mojego czasu i nie traktuje mnie poważnie. Zdarzają się też propozycje, gdy z braku laku ktoś idzie na koncert/wystawę/ inny event i godzinę przed "spontanicznie" proponuje mi wspólny wypad. Jak wam by to pachniało? Mi zawsze  tym, że inna osoba odwołała swoje uczestnictwo w ostatniej chwili.

Naprawdę, nie oczekuje fajerwerków i Bóg wie czego na pierwszej randce/spotkaniu. Fajnie gdyby ktoś naprawdę chciał się umówić ze mną, ale nie tak na zasadzie, że dobra, to z tą się umówię teraz (a za mną ogonek innych tinderowiczek), tylko żeby chciał bo np. podoba mu się moje poczucie humoru albo intrygują go moja osoba czy poglądy. Żeby przyłożył się i podał konkretnie miejsce, datę i godzinę, a nie po wstępnym ustaleniu po moim pytaniu "to gdzie mnie zabierasz/gdzie idziemy", odpisał "yyyyy, jeszcze nie mam pomysłu" i odezwał się dopiero w dniu spotkania 3-5h przed planową godziną randewu.

Życzcie mi normalnych randek, a ja życzę wam miłego, zbliżającego się Weekendu <3

Buziaki,

Waćpanna

wtorek, 2 maja 2017

11 x czyli o statystykach rzecz krótka.

Ilość odbytych randek: boję się policzyć/100
Ilość wypitego alkoholu: zero!
Ilość wypitej coca-coli, zagryzanej czekoladą i pizzą:zero! it's diet time bitches!

Wieczór. Ja, messenger i Kot. Kubek po brzegi wypełniony wodą mineralną z cytryną. W moich myślach wyobrażam sobie, że to cuba libre bądź long island tea.

On: Ale mi się nie chce robić tych wszystkich rzeczy terminowych, nawet sobie nie wyobrażasz. 

Ja: Ja też mam dziki zapierdol, ale to dobrze. Nie myślę o życiu, o sprawach. Oprócz tego się dietuje, już prawie 4 kg mniej na wadze.

On: Ej, przecież dobrze wyglądasz.

Ja: Może i dobrze wyglądam, ale jak na Warszawę to niewystarczająco! Wciąż za dużo :(

On: Haha (uwielbiam jego lakoniczność)!

Ja: Nie ma się z czego śmiać mój drogi! W dużym mieście na jednego faceta przypada 11 lasek. Poza tym fajni kolesie zabierają statystyczne laski przypadające na konkurentów. Tak więc na fajnego, jeszcze niezaobrączkowanego faceta przypada 11 lasek razy kilka albo nawet kilkanaście. 

On: Ej, wcale nie ma tak dużo dziewczyn. Takich którym można zaufać jest może garstka.

No właśnie.

Pamiętam czasy liceum, wtedy według mojej ówczesnej biblii "Cosmopolitana" na jednego faceta przypadało aż pięć kobiet. Byłam głęboko poruszona losem tych samotnych "starych" 30 latek, była to dla mnie abstrakcja. To smutne na starość wylądować samemu. Miałam 17 lat, przeżywałam wielką miłość i liczyłam na to, że się ze sobą zestarzejemy, zaplanowałam nam życie, w wieku 26 lat chciałam już być po ślubie i urodzić pierwsze dziecko.

Teraz sama dobijam do magicznej 30. Statystyki są dla mnie mniej korzystne niż 10 lat temu. Pieprzony post PRL-owski wyż demograficzny. Może gdyby obecnie obowiązywały statystyki z 2007 roku to moja Tinderowa droga zamiast cierniami usłana by była różami??? Kto wie?

Niestety, jeżeli myślicie, że konkurujemy z mitycznymi 11 konkurentkami, to jesteście w błędzie.
Fajni kolesie mają przeważnie paczkę kumpli: błazna, chlora, niezbyt urodziwego kumpla, który szanuje bardzo kobiety, ale z powodu swojej aparycji jest skreślany w przedbiegach.

Rachunek mamy prosty. 11 x 4 . 44 kobiety na jednego dobrze rokującego faceta.

A co gdy paczka jego znajomych jest większa i znajdę się wśród nich kilku więcej odstraszaczy?

Dlatego łatwiej zrozumieć czemu faceci zachowują się jak się zachowują. Odpuścili sobie bo to kobiety wzięły na swoje barki jarzmo zabiegania o samca. Dlatego wysyłąją superlajki, dlatego pozują w bieliźnie bądź wypięte niczym kotka w rui w hotelowym pokoju. Dlatego godzą się na absolutne minimum i nawet same zaczynają planować randki czy płacą na nich za siebie ( a czasem, o zgrozo i za niego). Dlatego pozwalają sobie na aroganckie traktowanie. Na nieszanowanie ich czasu. Na olewkę.

Konkurencja nie śpi, trzeba się czymś wyróżnić. Ale zamiast skupić się na atrakcyjnym aspekcie osobowościowym i podkreśleniu tego co w nich fajne, kobiety podchodzą do randkowania jak do modelu usług. "Samiec nasz Pan", tryb szukania bolca 24 h uruchomiony, obiekt dostępny na każde skinienie, na wyłączność, pełna wersja za free, za chociaż minimalne pozory zainteresowania osobą samicy.

Płaczecie, że on nie dzwoni, że nie ma z nim kontaktu, że myślałaś że jesteście na wyłączność, a on dymał przez cały czas jakąś inną Barbie. 

Zasłużyłaś sobie na to. 

Dałaś mu przyzwolenie na to. Zgodziłaś się na takie traktowanie, gdy zadzwonił do Ciebie w ostatniej chwili proponując spotkanie, a Ty rzuciłaś w kąt wszystko i odwołałaś swoje plany. Zgodziłaś się na to, gdy za pierwszym razem na randce z Tindera usłyszałaś chamski tekst albo doświadczyłaś zachowania które Ci się nie spodobało, ale przemilczałaś to uśmiechając się do niego, dając mu cichą aprobatę na takie postępowanie. Zgodziłaś się na to idąc z nim do łóżka na pierwszej randce bo nie chciałaś by pomyślał, że jesteś cnotką która oglądała w dzieciństwie za dużo bajek Disneya przez co ma nierealne wymagania względem mężczyzn. Zgodziłaś się na to za każdym razem gdy chciałaś komuś zrobić dobrze swoim zachowaniem zapominając, że liczy się przede wszystkim Twoje szczęście i to czego Ty chcesz.

Na koniec, skoro mówimy o cyfrach przytoczę słowa Kanye'go Westa:
One good girl is worth 1000 bitches

Bądźcie sobą. Nie bądźcie umysłowymi amebami. Amen siostry!

Miłej Majówki bez kaca :)
Życzy Waćpanna